Łowiska specjalne (komercyjne) – czy jesteśmy na nie skazani?

Nasze polskie narzekanie

Nie ma prawdopodobnie wędkarza w Polsce, który nie narzekałby na stan ryb w polskich wodach. Są miejsca, gdzie ryby w sposób naturalny występują w większych skupiskach (np. bliskość zapór, porty itp.), jednak ogólny bilans łowionych ryb, z roku na rok jest coraz gorszy.

Analizując przez wiele lat wyniki zawodów wędkarskich, skłaniam się ku opinii większości wędkarzy: „Koniec z rybą słodkowodną w Polsce”.

A Czesi mogą!

Mało jest łowisk, gdzie wyniki są wyższe niż 2 – 3 kg ryb podczas jednej tury na jednego zawodnika (podczas, gdy u sąsiadów Czechów średnia kilkakrotnie wyższa).

Nie będę tu opisywał, dlaczego tak się dzieje.

Nie zmienimy mentalności niektórych polskich wędkarzy i działaczy, a trudno przecież wyobrazić sobie strażników z bronią, pilnujących każdego łowiska (a może byłoby to rozwiązanie?).

Gdzie zatem przysłowiowy „wędkarz Kowalski” może POŁOWIĆ?

Pierwsze, co przychodzi na myśl, to łowiska specjalne (komercyjne, czyli po prostu „komercja”).

Przyznaję, że kilka lat temu moja opinia o wędkowaniu na „komercji” była negatywna. Myślałem: „Wolę złowić jedną płotkę z dzikiej rzeki niż moczyć kij w wannie z karpiami – pewnie to dobre dla dzieciaków, rodzinnego spędzania czasu nad wodą, z grillem i przy okazji szansa na świeżą rybę”.

Dla wyjaśnienia, nigdy na „komercji” nie łowiłem – jakie to polskie, co? Nie znam, nie byłem, ale opinię negatywną mam. “Nie znam się to się wypowiem”.

Do czasu.

Zaczniesz to przepadniesz.

Zaczęło się od zaproszenia na zawody parami na łowisku komercyjnym. Jedyne dopuszczone wędki to tyczki max. 13 m. Pierwsza reakcja była zgodna z moją powyższą opinią. „Nie będę się wygłupiał”. Kolega jednak namawiał: „Zobaczysz, będzie super”, ponadto osoba organizatora Adama Kruka podziałała jak magnes. Wszedłem w to.

Zawody, jak to zawody, rządzą się swoimi prawami: po pierwsze trening. Zabrałem wiadra, kotły, zanęty, robactwo itp. rzeczy – przecież na zawodach matchowych tak się robi. Zmieniłem tylko gumę na grubszą (z 0,8 mm na 2,3 mm). Zacząłem trening. Po pierwszej złowionej rybie (linek – ok. 60 dkg)   P R Z E P A D Ł E M.

Do nieuleczalnej choroby (wiecie której) doszła nowa: łowienie na tyczkę na „komercji”.

Wycofuję się ze wszystkich moich wcześniejszych oszczerczych, szkalujących, obrażających, negatywnych wypowiedzi. Ba! Nawet myśli, dotyczących łowisk specjalnych. Przepraszam wszystkie te łowiska – bardzo żałuję i proszę o wybaczenie.

Ku…kurydza

Jako „neofita” namawiam do wędkowania na „komercji”.

Nie zabieram już kotłów , misek, wiader, gliny i zanęt. Kukurydza to podstawa.

Wiem, że jest wielu wędkarzy, którzy (jak ja wcześniej) niemal z obrzydzeniem myślą o takim wędkowaniu. Jedynym sposobem przekonania się czy jest to dla Ciebie, będzie spróbowanie. Najlepiej pokibicować startującym w zawodach. Podpatrzeć jakiego sprzętu używają, co zakładają na haczyk, czym nęcą. Uwierzcie, jest to ogromna wiedza.

Na koniec:

Jeśli ktoś nadal myśli, że na komercji łowi się jak „w wannie”, podam przykład.

Finał cyklu zawodów Maver Cup. 24 najlepszych zawodników wyłonionych w 15 dwudniowych zawodach. 6 (sześć) zer w jednej turze. Sześciu klasowych zawodników nie złowiło ryby.

Wybierasz rybę?

Myślę, że wzorem Anglii, łowienie na łowiskach prywatnych czy klubowych będzie w Polsce z dnia na dzień coraz bardziej popularne. Mając do wyboru: łowiska prywatne (płatne) z różnorodnymi rybami i ich dużymi ilościami, czy jeziora, rzeki, stawy pozbawione ryb, wybór będzie jeden – wybieram ryby.