Narzekanie na losowanie

Jednym z głównych czynników, które pomagają w osiągnięciu dobrego wyniku na zawodach jest – LOSOWANIE stanowisk.

Zawodnicy stosują wiele sposobów, aby wylosować dobry numerek. Losowanie lewą lub prawą ręką, szczęśliwa czapka lub koszulka, trzymanie (żony) za kolano lub za inne miejsce (oczywiście przed zawodami). Z obserwacji wynika, że efekt końcowy jest różny.

Na losowanie narzekałem często. Szczęście trzeba mieć. Chciałoby się losować „otworki” lub „zamki”, a tymczasem ……..…

Siedzę kilka godzin i dłubię nieliczne ryby, podczas gdy sąsiad dwa stanowiska dalej ewidentnie przegina z ilością ruchów wędki.

Pomijam sytuacje, gdy coś „skopsałem”. Dodałem czegoś za dużo lub czegoś nie dodałem. Zakładam, że wszystko jest ok. poza obecnością ryb w łowisku.

Ilu klasowych zawodników „popłynęło” przez kiepskie losowanie?

Myślę, że też tak mieliście. Wkurzało Was? Mnie bardzo!

Przygotowania zanęt, przynęt, robienie zestawów, szykowanie „tajnej broni”. Wszystko zepsute przez „szczęśliwe” losowanie.

Poprawa

„Przeprowadzka” może zmniejszyć rozmiar klęski. Ba! Może też pomóc odnieść sukces.

Zasady są proste. Jeden dzień zawodów rozbijamy na dwie tury (najczęściej 3 godz. każda). Losowanie dla I tury tradycyjnie. Potem łowimy. Po trzech godzinach odbywa się ważenie ryb. Teraz najważniejsze: zawodnik z najwyższą wagą ryb przenosi się na miejsce zawodnika, który złowił najmniej.

Przykład dla dziesięciu zawodników w sektorze (cyfry oznaczają zajęte miejsce):

1          na                   10

2          na                    9

3          na                    8

4          na                    7

5          na                    6.

Co w przypadku nieparzystej liczby zawodników w sektorze?

Niestety, ten środkowy zostaje na swoim miejscu.

Efekt

Jeśli w I turze zajmę ostatnie miejsce, mam szansę choć trochę odrobić straty (przesiadam się przecież na najlepsze miejsce).

Zawody stają się ciekawsze. Do końca nie ma pewności, kto wygra. Dzięki zmianom miejsca „przetasowania” na liście mogą być znaczne. W dużym stopniu eliminuje się czynnik losowania. Decydują umiejętności.

Praktyka

Już od dwóch lat wszystkie zawody karpiowe Mavera odbywają się w tej konwencji. Większość zawodników, którzy startowali wcześniej (bez przeprowadzek), zaakceptowała nowy regulamin (z przesiadkami). Mało tego! Bardzo ten sposób chwalą i nie chcą powrotu do starych zwyczajów.

Narzekanie po raz drugi

Jest grupa wędkarzy, która krytykuje zmianę miejsc.

Po pierwsze dlatego, że trzeba przenosić wszystkie „graty”.

Fakt – trzeba. Odległości są jednak niewielkie (zależą od ilości zawodników w sektorze), poza tym przenoszenie trwa krótko. Pomyślcie! Biorę część swoich rzeczy i przenoszę. Wracając biorę część rzeczy kolegi. On robi to samo. Kosze najczęściej przenosimy razem. Przerwa między turami pozwala na spokojne przenosiny i np. zjedzenie posiłku.

Przeciwnicy przenosin obawiają się, że zawodnik przed zmianą miejsca (koniec tury) może wrzucić do wody coś co odstraszy ryby. Jeśli ktoś tak myśli – dam mu radę: “odpuść sobie starty w zawodach”. Nam się to nigdy nie zdarzyło. Gdyby jednak – byłaby to sztuka na raz. Taki „gość” byłby wykluczony „forever”, czyli po naszemu: na zawsze.

Słyszałem jeszcze jedno zastrzeżenie. Otóż niektórzy twierdzą, że łowiąc tylko na jednym stanowisku są w stanie „wypracować” sobie miejsce i np. w drugiej części zawodów odrobić straty. Cóż, kto nie pracuje, ten nie ma wyników.

Jednak najważniejszym argumentem dla przeciwników przeprowadzki jest:

Źle połowiłem, bo źle wylosowałem.

Na co zrzucę winę, jeśli losowanie już nie będzie decydującym czynnikiem?

Ja wolę przeprowadzki.